piątek, 29 listopada 2013

Horror adoptuje dziecko

Dziecko i horror to kontrowersyjna, ale rozchwytywana para - połączenie tych dwojga to zarówno dysonans, rozdźwięk, jak i dziwna harmonia - coś jak najbardziej na miejscu. Umieszczenie dziecka w kontekście horroru to sposób na szokowanie - dlaczego? Dzieci - zwłaszcza małe - same w sobie są dość niepokojące. Wrażenie to wynika z czegoś co się nazywa bodajże dysonans poznawczy. Dokładnie to samo czuje się, gdy się ma do czynienia z martwym człowiekiem. Otóż martwy człowiek - z definicji - jest człowiekiem, a jednocześnie nim nie jest, nie posiada mianowicie głównych cech człowieka: nie rusza się, nie rośnie, nie je, nie czuje - ale jednocześnie wygląda dokładnie tak, jakby potrafił to wszystko i o wiele więcej. Wygląda jak osoba, którą znamy! A z którą coś jest mocno nie tak. Tak więc jednocześnie jest człowiekiem i nim nie jest. Małe dziecko oczywiście jest człowiekiem, jednocześnie jest nietypowe: ma dużą i łysą głowę, swoiste proporcje, porozumiewa się inaczej, porusza się niezgrabnie. Jest urocze, a jednocześnie trochę straszne! I granica pomiędzy jednym a drugim jest bardzo cienka. Dlatego horror bardzo kocha dzieci.

Straszność postaci w horrorach polega często na łączeniu człowieczeństwa z atrybutami bestii; klasyczne postaci ze świata grozy są trochę ludźmi, trochę potworami: wampir, wilkołak, zombie... O ile jednak potworność w świecie dorosłych łatwiej jest zaakceptować (historia nierzadko uczy, że ludzie są potworami - to dorosłych trzeba się bać) o tyle dzieci to tożsamość absolutnej bezbronności, niewinni członkowie społeczeństwa wymagający ochrony. Jeśli więc dziecko staje się potworem, wyciągamy z równania plus sto do strachu! Dziecięce postaci w filmach grozy szybko stają się kultowe. Stephen King w swoim żywomięsnym horrorze "Cmętaż zwierząt" przedstawił dziecko, które wstało ze zmarłych: dziecko-zombie. Okropne! W "Wywiadzie z wampirem": dziecko-wampir (wbrew ewentualnym pozorom nie lubię książek o wampirach, ale film jest dla mnie kultowy) było najbardziej bezwzględnym z wampirów w odnośnej wampirzej księdze wpisów. I wszystko, co dalej: duchy małych dzieci w co drugim horrorze wpuszczanym obecnie do kin (wiem, bo staram się śledzić); dziecko Rosemary; dzieci demonów i straszne rekwizyty pożyczone od dzieci: laleczka Chucky, skrzypiące huśtawki, pozytywki, KLAUNI.

Ostatnie lata to rozwój ciekawego trendu: artystycznej produkcji lalek wyglądających jak prawdziwe noworodki. Te lalki, nazywane "reborn dolls" - odrodzone (kto to wymyślił) albo "living dolls" wymiennie z "unliving babies", tak jak "undead", żywe trupy (no mówię - chorzy amatorzy zawsze nie mogą się zdecydować) - wyglądają jak dzieci, ale są nieożywione. Moda ta ma swój podczłon: wybitnie realistyczne lalki wyobrażające noworodki inspirowane popkulturą grozy. Małe wampirki, demony, zombie - realizm, wyobraźnia i stereotypy-atrybuty: z rekwizytorni horrorów. Lalki te mają blizny, błyszczące żółte lub czerwone oczy (bądź w ogóle nie mają źrenic), zęby wampira, sińce pod oczami, okultystyczne znaki na buziach, makijaż. Budzą zachwyt freaków oraz od niepokoju po odrazę we wszystkich innych ludziach. Najwyraźniej dzieci są niezwykłe - w różnych wymiarach!

Reborn doll (ważne: ona nie żyje)

"Nowe" reborn dolls:


"...Another doll.
I have dozens, you realize."

"...I thought you could use one more."
"...Why always on this night?"

"...What do you mean?"

"...You always give me a doll on the same night of the year."
"...I didn't realize."
"...Is this my birthday?"
 "You dress me like a doll.               
You make my hair like a doll.
Why?"










"- You leave a corpse here to rot?
- I wanted her!"

Klasyka, nic dodać, nic ująć.

1 komentarz:

  1. Muszę przyznać, ze jestem pod wrażeniem bloga. Naprawdę ciekawy zamysł. Czegoś takiego szukałem. Te zdjęcia robią mocne wrażenie, aż komputer podskakuje. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń