niedziela, 26 października 2014

Pchłaszcze

Czując pierwsze chłody na ogonie (zamplifikowane, ostatecznie dużo podróżuję o wampirzej godzinie piątej nad ranem) przejrzałam ofertę jesiennych płaszczy dostępnych w tzw. zwykłych sklepach internetowych w-których-wszyscy-kupują. Wspaniały przekrój poglądowy przez współczesne konfekcyjne obiekty pożądania. 

Dochodzę do wniosku, że płaszcze sprzedawane obecnie można podzielić na dwie kategorie: 
a) opisane jako tak zwana "klasyczna elegancja", wyglądające jak kostiumy filmowe do roli ubogiej nauczycielki z zapadłej rosyjskiej GUBERNI, oraz 
b) "dresowa wygoda", czyli wyciągnięte szlafroki, którymi należy się owinąć, umiejętnie akcentując dekolt, żeby wyglądać jak rozflirtowany kloszard.
Wszystko szare jak designerska studzienka ściekowa i to nieraz za grubą kasę. I tyle, zero wyboru! Gdy w olbrzymim, międzynarodowym serwisie z ciuchami włączyłam filtr "fioletowy" w sekcji płaszczy, wyświetliły mi się cztery sztuki, z czego trzy w kolorze buraka. Ciekawe jest to, że niewiele się zmieniło od mody wojennej, no ale wtedy ludzie mieli usprawiedliwienie (trudno znaleźć lepsze uzasadnienie dla nieatrakcyjnego ubioru niż nazistowska inwazja) a i tak ubierali się bardziej elegancko i starannie! Szykownie, jak to mówili. Jestem głęboko rozczarowanym człowiekiem. Dodaję też nowy punkt do mojej listy najbrzydszych tworów mody wciskanych na co drugim ciuchu: wstawki z ekoskóry. Płaszczy też nie ominęły. Ohyyyda.

Dużo czytam o pchłach. Autopresja psychiczna. Śpię pod kocem chcąc odespać przedświtową aktywność przydrożnego upiora i śni mi się, że skacze po mnie stado usposobionych kąśliwie owadów. Myślę, że to HIPCHŁOCHONDRIA. A koc to PCHLACEBO (no dobra, właściwie nocebo).

Jak pozbyć się pcheł, instruktaż w tworzących logiczną całość krokach (kolejność ma znaczenie i nie można nic pomylić):

1. wykąpać kota (jeśli to fizycznie możliwe - trzeba przeprowadzić test punktowy z kotem i wodą. Jeszcze nieopisane, ale powszechnie znane z praktyki prawo fizyczne mówi, że koty i woda odpychają się siłami o identycznym kierunku ale przeciwnych zwrotach. Z doświadczenia wiem, że zwierzęta te wolą być spłukiwane prysznicem niż zanurzane w czymkolwiek. Miski odpadają, koty lubią siedzieć tylko w suchych miskach, wypełnionych wodą pasjami nienawidzą)
2. spryskać kota hojnie specjalistycznym środkiem bezwzględnym dla pcheł. Trzeba się upewnić, z opisu na opakowaniu, czy środek rzeczywiście jest bezwzględny. Nie można zadowalać się niebewzględnymi PÓŁśrodkami.
3. wrzucić wszystkie koce, kołdry, poduszki i inne miękkie i przytulne dla pcheł rzeczy do pralki (czy wystarczy pchły utopić, czy dla pewności trzeba też podkręcić temperaturę, np. do 60 stopni?)
4. odkurzyć wszystko, co istnieje, nie wyłączając miejsc, do których człowiek normalnie się nie zbliża, intuicyjnie i zupełnie słusznie spodziewając się poważnego zagrożenia biologicznego.
5. ponownie spryskać kota preparatem bewzględnym dla pcheł.
6. rozwiesić pranie pełne pchlich zwłok.
7. usiąść i starać się nie myśleć o pchłach.
8. na noc włączyć raid elektryczny (weci mówią, że działa na pchły).

Weci mówią również, że pchły kocie gryzą ludzi!! Chociaż ludzie nie są dla pcheł delikatesem. Wierzę, że weci wiedzą, co mówią, na pewno nie raz zostali bezczelnie obgryzieni.

Typowy współczesny pchłaszcz (za prawie 4 tysiące pln)

Muchozol (ok. 9 pln) 
- typowy insektycyd
(Podobno sprawdza się jako broń pierwszego rażenia w walce z pchłami)

piątek, 24 października 2014

Jak rozpoznać autentyczne zdjęcia post mortem

Po zwiędłej, skruszałej i zdmuchniętej przez wiatr zmian epoce wiktoriańskiej zostały stosy wyblakłych pamiątek z zakurzonych albumów. Fascynujące (na smutny sposób) jest to, że starannie zbierane i przechowywane pamiątki rodzinne trafiają w czyjeś obce ręce i są sprzedawane kolekcjonerom, a nikt już nie pamięta, kto, gdzie i po co został przedstawiony na zdjęciu, a każda fotografia opowiada przecież jakąś historię. Lub raczej: chciałaby opowiedzieć. Ale zazwyczaj tylko milczy.

Wiele osób kolekcjonuje zdjęcia wiktoriańskie, część z nich zainteresowana jest tylko podzbiorem zdjęć post mortem, czyli zrobionych modelom po ich śmierci na ostatnią z ich istnienia pamiątkę.

Problem polega na tym, że z uwagi na słabo lub wcale zachowane materiały źródłowe dotyczące historii zrobienia danego zdjęcia termin 'post mortem' jest znacznie nadużywany. Zdjęcia wiktoriańskie można podzielić na:
1) ewidentnie będące post mortem, co do czego nie ma właściwie żadnych wątpliwości
2) zdjęcia niejednoznaczne, co do których trwają spory wśród osób siedzących w temacie
3) zdjęcia mogące kojarzyć się z post mortem, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa nimi niebędące, jednak sprzedawane jako post mortem osobom, które we wszystko z jakichś przyczyn są skłonne uwierzyć
4) tzw. zwykłe focie.

Jest dość zadziwiające, jak łatwo do kategorii pierwszej są przyporządkowywane zdjęcia z podpunktów 3) i 4). W tym względzie każdy zainteresowany może się więc opowiedzieć po jednej lub drugiej stronie barykady: bezkrytycznej i tagującej jako post mortem prawie każde zdjęcie, które zostało zrobione w XIX wieku, lub zdroworozsądkowej. Wiecie, wiktorianie robili co prawda zdjęcia zmarłym, ale nie wyłącznie i nie jakkolwiek.

Jak rozpoznać autentyczne zdjęcie post mortem, w moim subiektywnym rozumieniu, postaram się przedstawić na przykładach, dla łatwiejszego wejścia w temat zaczynając od kategorii 4, czyli zwykłych zdjęć. Jeśli ktoś nie życzy sobie oglądać zdjęć osób zmarłych, przed dojechaniem do kategorii 1 proszony jest o opuszczenie strony i włączenie śmiesznych kotów na jutubie.

4) "Zwykłe focie"

Umieszczanie takich zdjęć w kategorii post mortem najbardziej mnie zadziwia. Jedyne wytłumaczenie, jakie znajduję na usprawiedliwienie tak szeroko zakrojonego szafowania terminem post mortem, jest to, że zdjęcia wiktoriańskie niewątpliwie różnią się od współczesnych, praktycznie wszystkie wyglądają dość dziwnie i niepokojąco, więc ludzie głupieją i tagują.







3) Post mortem to to nie jest, choć czasem i trochę może tak wyglądać. Uruchommy jednak nasze mózgi.

Tak, wiem, te nieszczęsne stojaki. Na jednym nawet jest kapelusz, prawda, że ładnie. Jeśli jednak uważacie, że zwłoki mogą tak opierać się o stojak, jakby zaraz miały zamiar zakręcić wokół niego piruet, prawdopodobnie powinniście zgłosić się do terapeuty.

Ten sam przypadek. To, że z tyłu widać stojak, nie znaczy że należy uśmiercać post factum tego uroczystego i ewidentnie skrępowanego sytuacją chłopca.

To, że model na czymś siedzi, post mortem nie czyni.

Zdjęcie powyższe jest bardzo często tagowane jako post mortem, ja jednak założę się, że nim nie jest. Możliwe, że jest to zdjęcie pre mortem (przed śmiercią), zrobione dziecku w ciężkiej chorobie, która śmiercią skończyć się mogła. Jednak umarli nie potrafią skupiać wzroku na obiektywie, ani tym bardziej się przeciągać.

Jak wyżej. Skupiony wzrok możliwość post mortem według mnie dyskwalifikuje. Ta dziewczyna również mogła być po prostu chora, a może poza to pomysł fotografa. Prawdy się nie dowiemy, ale nie przesadzajmy.

2) Problematyczne zdjęcia, które mogą być post mortem, ale nie muszą.

Zdjęcie powyższe przedstawia pulchną dziewczynkę upozowaną ładnie na draperii. Moim zdaniem nie jest to zdjęcie post mortem. Wiktoriańscy fotograficy stosowali różne, nieraz bardzo dziwne sposoby, żeby upozować swojego modela, nie wyłączając uspokajania środkami farmakologicznymi.

To zdjęcie zostało wykonane w studio w starannie dobranej scenografii i dopatrywałabym się w nim raczej zapędów romantycznych niż chęci upamiętnienia zmarłego dziecka. Dziewczynka trzyma się za serduszko w romantycznej pozie i patrzy w aparat.

To zdjęcie na pewno jest problematyczne, ale według mnie jest typowym zdjęciem pre mortem. Mogę obstawiać, że ta dziewczynka chorowała od dawna - jest wychudzona i drobna. Może została upamiętniona w dzień pierwszej komunii. Nie widzę powodu dla takiego skupienia wzroku na zdjęciu post mortem.

To zdjęcie jest bardzo dziwne z uwagi na to, że chłopiec nie został przedstawiony w typowej oprawie żałobnej. Jednak skręt jego głowy jest bardzo nienaturalny - na moje oko z jego karkiem jest coś nie tak. Może to policyjne zdjęcie na gorąco po wypadku. Trudno wyrokować.
To może być zwykłe zdjęcie z dzieckiem, ale moim zdaniem jest post mortem. Ta kobieta (zapewne matka) nosi strój mający cechy żałobnego.

 Kolejne popularne zdjęcie. Skłaniam się ku temu, że jest post mortem. Spotkałam się z ciekawym argumentem przemawiającym za tą tezą: postaci rodziców są rozmazane, a dziewczyny - idealnie ostra. Czyli jest jedyną osobą na zdjęciu, która W OGÓLE się nie ruszała.

1) Uwaga, dochodzimy do zdjęć mogących zdać się drastycznymi. Dla potrzebujących zapewniam drogę ucieczki: Śmieszne koty na jutubie 

Co daje nam pewność, że zdjęcie jest post mortem, czyli przedstawia osobę zmarłą? Przede wszystkim: oprawa i akcesoria. Wiktorianie przedstawiali swoich zmarłych na łożu śmierci albo w trumnach. W obu przypadkach nie szczędzono atrybutów śmierci: świec, czarnych lub białych wstęg oraz kwiatów - tych ostatnich podobno również po to, aby ukryć ewentualne przykre zapachy. Osoby przedstawiane na zdjęciach ze zmarłymi noszą przeważnie uroczyste stroje żałobne zgodnie z ówczesną etykietą.

Kwiaty, kwiaty, dużo kwiatów:



Jednoznaczna oprawa symboliczna:
 Łoże śmierci (umowne):


Trudno "kłócić się" z trumną:








Z góry przepraszam wszystkich, którzy przez zdjęcie poniższe będą mieli koszmary nocne, ale ma ono bardzo duży potencjał dydaktyczny: zobaczcie, czym (i jak wyraźnie) różni się zdjęcie osoby zmarłej i żywej, zwłaszcza ze względu na wzrok, spojrzenie. Moim zdaniem po prostu nie można się pomylić. Proszę więc nie tagować jako post mortem zdjęć osób skupiających wzrok na obiekcie!


Zachęcam do wyrażania własnego zdania i przedstawiania ciekawych argumentów pozwalających odróżnić zdjęcie "zwykłe" od post mortem.

piątek, 17 października 2014

Biedne zwierzę

Na pokrytej glazurą ścianie rozlał się rozdęty bezkształtny cień, niczym głowa małego smoka albo olbrzymiego węża. Coś musnęło lekko nagie ramię Louisa i umknęło. Louis szarpnął się gwałtownie jak rażony prądem, rozchlapując wokół wodę i mocząc dywanik obok wanny. Odwrócił się ze wzdrygnięciem i spojrzał wprost w mętne żółtozielone oczy kota córki, siedzącego na zamkniętej desce klozetowej. Church kołysał się powoli tam i z powrotem jak pijany. (...) Przyglądał mu się jeszcze przez moment - Boże, jego oczy były jakieś inne, zupełnie inne - a potem zeskoczył z muszli. Nie wylądował z niesamowitą kocią gracją. Zachwiał się niezręcznie, trącając zadem wannę, i zniknął. (...) Podszedł leniwie do kominka i klapnął na ziemię przed paleniskiem. Nie miał w sobie ani krzty wdzięku. Stracił go w ową noc, o której Louis wolał nie pamiętać. Stracił też coś jeszcze. Louis dostrzegł to szybko, lecz dokładne określenie, czego zwierzęciu brakuje, zabrało mu cały miesiąc. Kot już nie mruczał. A kiedyś warczał jak mały motorek, zwłaszcza gdy spał. Czasami Louis musiał wstać i zamknąć drzwi sypialni Ellie, by móc zasnąć. Teraz kot sypiał jak kamień. Jak trup.

Co prawda Church był kotem z powieści Stephena Kinga Cmętarz Zwieżąt i, potrącony przez ciężarówkę, został pochowany w lokalizacji tytułowej aby powrócić jako kot-zombie - na szczęście to tylko fikcja literacka - ale wiele fragmentów opisu się zgadza w porównaniu z Gambolem, która przeszła wczoraj sterylizację i ewidentnie nie jest sobą.

Biedne zwierzę wróciło od weterynarza zapakowane w czerwony kaftanik oraz owinięte różowym przylepcem w czerwone serduszka (wenflon zainstalowany na dłużej w razie emergency) jak wygnieciona i nieszczęśliwa paczka walentynkowa, a teraz jest praktycznie amobilne, ma początki depresji bo nie może się umyć (kaftanik) i nadal, z tego ostatniego powodu, emanuje dziwnymi zapachami, które wchłonęło u weterynarza (kocie futro to naturalny, ekstremalnie wydajny zapachowchłaniacz). Patrzy też na wszystkich z wyrzutem. No i nie mruczy, co jest pewnie niemym protestem. Ale wczoraj nie umiała zasnąć inaczej niż w ramionach homo sapiens, czym normalnie pogardza, bo ma swoje ulubione łóżeczko-legowisko kaloryferowe i z niego korzysta. Dowodzi to, że koty również potrzebują wsparcia psychicznego. Obecnie Gambol, choć ciągle nie odzyskała zgrabności i precyzji ruchów, przechodzi gastrofazę, odreagowując zapewne głodówkę przed- i poanestezyjną. W przerwach od jedzenia śpi jak włochaty kamień, co byłoby kolejną cechą wspólną z opisanym we fragmencie wyżej zombie-kotem.

Poza tym weci znaleźli na Gambolu pchłę i oświadczyli, że zajmą się nią (pchłą) jak tylko Gambol dojdzie do siebie. Co niestety oznacza, że reszta pcheł stanowiących paczkę krewnych i znajomych tamtej pchły (pchły są bardzo socjalne i chyba nie zdarza się, żeby były singlami, nawet te wielkomiejskie) mieszka w naszym łóżku, ponieważ nie posiadamy dywanu.

Czyli jednak nie uniknęliśmy elementów horroru.

Church, kot-zombie

Pchła, widok z różnych stron, co tworzy kompleksowy obraz pchły
(borze, jakie to ohydne. I pomyśleć, że teraz gdzieś takie siedzą i się na mnie gapią)

niedziela, 12 października 2014

Jesienie

Każdy moment roku ma swoje plusy (choć niektóre zdecydowanie mniej, niż inne). Aktualnie trwa moment który bardzo zawyża średnią zawstydzając inne części roku ilością swoich plusów. Wczesną jesienią, bo to ona jest tym momentem, jest ładnie, temperatura do życia optymalna dla stałocieplnych, zwłaszcza preferujących ciemne ciuchy, wszystko jest żółte i pomarańczowe, trwa sezon na boskie warzywa z adekwatnej gamy kolorystycznej, mam na myśli zwłaszcza dynie i kukurydzę. Rano wszystko wygląda zupełnie inaczej, zmiękczone przez śliczne, mleczne mgły, wieczorem księżyce są wielkie, czerwone i złowrogie, no po prostu nic tylko włóczyć się po starych ogrodach w pelerynie z kapturem, patrząc na wiewiórki mrocznym wzrokiem.

Mam to szczęście, że mój instututut, bądź co bądź zorganizowany w samym środku Krakowa, wśród PIĘTER betonu, gdzie McDonald stoi na KFC a Castorama na Ikei, a samochody jeżdżą w trójwarstwach, jakimś cudem ostał się w bardzo cichej, melancholijnie uroczej uliczce, gdzie stoją wielkie drzewa i rosną wiekowe domki, albo przynajmniej stylizowane na wiekowe, ale to już coś całkiem satysfakcjonującego. Instututut stoi w PARKU i należą do niego budynki DWORKÓW dziewiętnastowiecznych przerobionych na laby (ale tylko w środku, bo z zewnątrz prawie wszystko jest z epoki). Taki prezent od życia dla mojej osoby, nie. Świty nad tym parkiem, z tym dworkiem i z tymi drzewami, są po prostu oszałamiające, zwłaszcza jak jest mgła, ale jak nie ma to też. Mogę tym samym co rano czerpać doznań estetycznych podziwiając krajobraz i słuchając funeral doom metalu, którego słucham jesieniami tradycyjnie bo nie ma na to bardziej pasującej pory. W parku mieszka dużo różnych zwierzątek, wszędzie biegają zaaferowane wiewiórki z ultrapoważnymi minami, jakby mówiły, że teraz to już naprawdę nie ma żartów (o co im chodzi?). Wiewiórki są w różnych kolorach, rozmnożył się zwłaszcza fenotyp a'la ciemny kasztan.

Myślę nad uzupełnieniem garderoby jesiennej. H&M (ciekawe, jak różne są pomysły na wymawianie tej zwodniczo prostej nazwy. Ale na pewno nie powinno to być HA END EM) ostatnio strasznie się wygotyczył z zagadkowych względów i parę dni temu przeżyłam pewien szok kulturowy, ponieważ znalazłam na wieszaku tunikę z NAGROBKIEM, a także gacie w złote myśli pisane gotycką czcionką (złote z racji głębi, bo optycznie napisy były białe). H&M ma też dużo czarnych koronek, co prawda na razie brzydkich, ale Rzymu nie zbudowano w ciągu jednego dnia. Może niedługo znajdę t-shirty z obrazami Friedricha w Pretty Girl.

H&M(M jak Mrok)

Gambol znalazła sobie nowe zajęcie, które wymaga od niej chyba pewnej koncentracji i dlatego uskutecznia je głównie w godzinach nocnych, budząc wszystkich śpiących (poza rybami, które mają twardy sen pierwotnych kręgowców). Mianowicie otwiera szufladę, która akurat jest na wysokości jej nieimponującego wzrostu (jakieś 35 cm), następnie wyciąga wszystko, co w niej znajdzie, na zewnątrz i przechodzi do kolejnej szuflady, z którą robi to samo. Średnia nocna to dwie szuflady i jedna szafa w przedpokoju, która zabiera Gambolowi najwięcej czasu, ponieważ ma szklane drzwi, drzwi są ciężkie i Gambol musi się dużo przy nich nadrapać oraz nastudiować planów technicznych. Potem spracowany koteł ociera pot z futra i idzie spać kamiennym snem z poczuciem, zapewne, dobrze wypełnionego obowiązku. Wszystkie wyciągnięte rzeczy leżą w stosach do czasu, aż ktoś ich nie posprząta, wtedy Gambol powtarza procedurę. Koty są dziwne w czasem naprawdę trudny do wyjaśnienia sposób.