W większości książek dla dorosłych ktoś w którymś momencie uprawia jakiś seks. To nic niespotykanego. Są jednak książki, których, można powiedzieć, rdzeń koncentruje się na erotyce. Dopiero na tym rdzeniu przyczepiane są jakiekolwiek inne kwestie, jak bombki na choince. Wtedy wszystko pozostaje dodatkiem, bo najważniejsza jest seksualna podstawa. Można tak pisać całe tomy. Jak się okazuje, format powyższy może być realizowany na mnóstwo różnych sposobów, a skutki mogą być tak wybitne, jak i naprawdę okropne. Oto przykłady - niby wszystkie o tym samym, a jak skrajnie różne! Kolejność alfabetyczna.
Bukowski, Charles. Pisarz modny ostatnio i uznawany za wybitnego. Opierał swoje powieści na wątkach autobiograficznych, co było bardzo sprytne, ponieważ mógł dawać czytelnikom do zrozumienia, że wszystkie opisane sytuacje przydarzyły się jemu samemu, choćby z bohaterem łączyła go tylko płeć, pryszcz na nosie i preferencje alkoholowe. Jego książki to współczesna wersja historii o Kopciuszku dla facetów marzących o seksualnej sławie bez precedensu. Bohaterem fantazji Bukowskiego jest parchaty pisarz-alkoholik, do którego kobiety w każdym wieku, od dziewiętnastoletnich sióstr-bliżniaczek po seniorki, z jakichś przyczyn ustawiają się w kolejkach. Również: przebywając tysiące kilometrów, zapraszając swoje matki, córki i przyjaciółki i niekiedy pakując się bohaterowi do łóżka grupowo (są tak niecierpliwe że nie mogą czekać). Akcję każdej z powieści można podsumować w następujący sposób: "Dzisiaj przeleciałem Daisy, Danielle, Darlę, Debbie, Dianę, Donę i Doris, jutro zabieram się do litery E. Nie lubię życia.". Plus opisy wymagającej pracy listonosza.
De Sade, Donatien Alphonse François aka po prostu Markiz. Sztandarowy przykład pornograficznego evergreena. Markiz de Sade świetnie się bawił przy pisaniu swoich powieści działając sobie współczesnym na nerwy na wszystkie możliwe sposoby. Jego dzieła są nie tylko pornograficzne, ale też filozoficzne, co daje ciekawy efekt. Dobre podsumowanie, jakie przeczytałam kiedyś, to: "Do diabła, co za rozkosz mi dajesz, przyprawisz mnie o śmierć... Jesteś wspaniała, jesteś prawdziwym wzorem rozpusty... Usiądźmy i podyskutujmy".
Houellebecq, Michel. Jak dla mnie ulepszony Bukowski. Jego rozseksualizowani bohaterowie lepiej pokazują, czym jest smutek egzystencji - może też chodzi o aktualność tematów ze względu na kontekst czasowy (Houellebecq urodził się trzydzieści sześć lat po Bukowskim) choć pewne zjawiska są przecież uniwersalne. Może i Bukowski trochę skłania do myślenia, ale Houellebecq bardziej.
James, E.L. Pseudonim literacki, pod którym kryje się osoba odpowiedzialna za Pięćdziesiąt twarzy Grey'a, prawdziwy fenomen, który skłonił do czytania nawet kobiety trzymające się od książek z daleka z powodu ryzyka uczuleń. Gdy widzę babkę czytającą w tramwaju, to szansa, że będzie czytać którąś z części trylogii 50 Shades of Grey wynosi jakieś pięćdziesiąt procent. Co oznacza, że połowa kobiet będzie czytać właśnie to, a połowa cokolwiek innego (w "cokolwiek" mieści się cała literatura światowa we wszystkich językach). Pewnie słyszeliście przynajmniej raz w życiu hasło, że jeśli się jakiejś książki nie czytało, to nie powinno się na jej temat wypowiadać. Na pewno jest to prawdziwe w większości przypadków, ale od każdej reguły są wyjątki - podobnie nie trzeba próbować kupy, żeby wiedzieć, że to kupa. Ogółem jest to rozwleczone opowiadanie z Hustlera pisane jak książka dla dzieci, i po paru stronach jest to tak ewidentne że nikt mi nie wmówi, że przeczytanie całości cokolwiek zmieni. Nie mam nic przeciwko, że ludzie czytają takie książki - czemu nie, i to nawet fajnie, że pojawiło się coś dedykowanego specjalnie płci żeńskiej. Dziwi mnie po prostu, że czytają to prawie wszystkie kobiety, od gimnazjalistek po stateczne matrony, i jeszcze o tym dyskutują - to tak, jakbym ja przy stole powiedziała "Hej, no i co sądzicie o fotostory z najnowszego »Twojego weekendu«? Ja nie mogę doczekać się kolejnej części.". Moda nie zna logiki.
Jelinek, Elfriede. Też pisze powieści pornograficzne, podobnie jak E.L. James, tyle że w przeciwieństwie do tej ostatniej robi to tak dobrze, że dostała za to Nobla. Zupełnie zresztą słusznie.
Updike, John. Ten nieżyjący już niestety pisarz amerykański jest autorem przede wszystkim świetnych powieści obyczajowych, z których najsłynniejsza, dzięki ekranizacji z plejadą aktorskich sław, to Czarownice z Eastwick. A w temacie, Updike zaproponował swoim czytelnikom wyrafinowaną erotyczną prozę w powieści Brazylia - poetycką, a jednocześnie dosłowną.
Itepe.
Bukowski, Charles. Pisarz modny ostatnio i uznawany za wybitnego. Opierał swoje powieści na wątkach autobiograficznych, co było bardzo sprytne, ponieważ mógł dawać czytelnikom do zrozumienia, że wszystkie opisane sytuacje przydarzyły się jemu samemu, choćby z bohaterem łączyła go tylko płeć, pryszcz na nosie i preferencje alkoholowe. Jego książki to współczesna wersja historii o Kopciuszku dla facetów marzących o seksualnej sławie bez precedensu. Bohaterem fantazji Bukowskiego jest parchaty pisarz-alkoholik, do którego kobiety w każdym wieku, od dziewiętnastoletnich sióstr-bliżniaczek po seniorki, z jakichś przyczyn ustawiają się w kolejkach. Również: przebywając tysiące kilometrów, zapraszając swoje matki, córki i przyjaciółki i niekiedy pakując się bohaterowi do łóżka grupowo (są tak niecierpliwe że nie mogą czekać). Akcję każdej z powieści można podsumować w następujący sposób: "Dzisiaj przeleciałem Daisy, Danielle, Darlę, Debbie, Dianę, Donę i Doris, jutro zabieram się do litery E. Nie lubię życia.". Plus opisy wymagającej pracy listonosza.
De Sade, Donatien Alphonse François aka po prostu Markiz. Sztandarowy przykład pornograficznego evergreena. Markiz de Sade świetnie się bawił przy pisaniu swoich powieści działając sobie współczesnym na nerwy na wszystkie możliwe sposoby. Jego dzieła są nie tylko pornograficzne, ale też filozoficzne, co daje ciekawy efekt. Dobre podsumowanie, jakie przeczytałam kiedyś, to: "Do diabła, co za rozkosz mi dajesz, przyprawisz mnie o śmierć... Jesteś wspaniała, jesteś prawdziwym wzorem rozpusty... Usiądźmy i podyskutujmy".
Houellebecq, Michel. Jak dla mnie ulepszony Bukowski. Jego rozseksualizowani bohaterowie lepiej pokazują, czym jest smutek egzystencji - może też chodzi o aktualność tematów ze względu na kontekst czasowy (Houellebecq urodził się trzydzieści sześć lat po Bukowskim) choć pewne zjawiska są przecież uniwersalne. Może i Bukowski trochę skłania do myślenia, ale Houellebecq bardziej.
James, E.L. Pseudonim literacki, pod którym kryje się osoba odpowiedzialna za Pięćdziesiąt twarzy Grey'a, prawdziwy fenomen, który skłonił do czytania nawet kobiety trzymające się od książek z daleka z powodu ryzyka uczuleń. Gdy widzę babkę czytającą w tramwaju, to szansa, że będzie czytać którąś z części trylogii 50 Shades of Grey wynosi jakieś pięćdziesiąt procent. Co oznacza, że połowa kobiet będzie czytać właśnie to, a połowa cokolwiek innego (w "cokolwiek" mieści się cała literatura światowa we wszystkich językach). Pewnie słyszeliście przynajmniej raz w życiu hasło, że jeśli się jakiejś książki nie czytało, to nie powinno się na jej temat wypowiadać. Na pewno jest to prawdziwe w większości przypadków, ale od każdej reguły są wyjątki - podobnie nie trzeba próbować kupy, żeby wiedzieć, że to kupa. Ogółem jest to rozwleczone opowiadanie z Hustlera pisane jak książka dla dzieci, i po paru stronach jest to tak ewidentne że nikt mi nie wmówi, że przeczytanie całości cokolwiek zmieni. Nie mam nic przeciwko, że ludzie czytają takie książki - czemu nie, i to nawet fajnie, że pojawiło się coś dedykowanego specjalnie płci żeńskiej. Dziwi mnie po prostu, że czytają to prawie wszystkie kobiety, od gimnazjalistek po stateczne matrony, i jeszcze o tym dyskutują - to tak, jakbym ja przy stole powiedziała "Hej, no i co sądzicie o fotostory z najnowszego »Twojego weekendu«? Ja nie mogę doczekać się kolejnej części.". Moda nie zna logiki.
Jelinek, Elfriede. Też pisze powieści pornograficzne, podobnie jak E.L. James, tyle że w przeciwieństwie do tej ostatniej robi to tak dobrze, że dostała za to Nobla. Zupełnie zresztą słusznie.
Updike, John. Ten nieżyjący już niestety pisarz amerykański jest autorem przede wszystkim świetnych powieści obyczajowych, z których najsłynniejsza, dzięki ekranizacji z plejadą aktorskich sław, to Czarownice z Eastwick. A w temacie, Updike zaproponował swoim czytelnikom wyrafinowaną erotyczną prozę w powieści Brazylia - poetycką, a jednocześnie dosłowną.
Itepe.