niedziela, 26 stycznia 2014

Ojczyzna

Borze. Ostatnio w czekoladzie Milka Drobne Hazelnuty znalazłam ROBALA - żywego, a wręcz takiego który najwyraźniej żył pełnią życia: tłuściutkiego, wesołego, ruchliwego i promieniejącego samozadowoleniem. Nie dziwię się tej kwitnącej kondycji. Ostatecznie można bez wątpienia uważać że osiągnęło się sukces życiowy jeśli mieszka się w czekoladzie. Pozazdrościć. Może był to alpejski robaczek. Ciekawe, co ma wspólnego z fioletowymi krowami. Przypomniał mi się w każdym razie dowcip o robaczkach oraz o mieszkaniu w różnych miejscach, a więc bardzo adekwatny do mojej niesmacznej przygody:

- Tatusiu, a moglibyśmy mieszkać w jabłuszku?
- Moglibyśmy, synku.
- A w gruszeczce?
- No pewnie.
- A, dajmy na to, w śliweczce?
- Oczywiście.
- To dlaczego mieszkamy w góóóównieee?
- Bo to jest nasza OJCZYZNA.

Taki antypatriotyczny dowcip. W każdym razie ów robaczek którego znalazłam ku obopólnemu niezadowoleniu - mojemu z łatwych do domyślenia się przyczyn, a robaczka, bo jego domek został odpakowany, prawie zjedzony a na koniec wywalony jak najdalej - najwyraźniej wybrał swoje miejsce zamieszkania bardzo rozważnie i z pewnością awansował do kategorii VIPów w świecie robaczków, stając się obiektem powszechnej zazdrości. To mnie skłoniło - drogą bardzo swobodnych skojarzeń - do refleksji nad wyborem miejsca zamieszkania ogólnie. Co prawda uważam, że moja ojczyzna nie może być sprawiedliwie porównana do ojczyzny tych anonimowych robaczków z dowcipu, bo jakość życia wcale nie jest taka zła, jak mówią komentatorzy na Onecie opowiadający się za opozycyjną opcją polityczną, ale wiem na pewno że nie chcę całego życia zawodowego spędzić w jednym miejscu. A chociaż na zarobki w polskiej nauce nie można - wbrew obiegowym opiniom - tak znowu strasznie narzekać, a wręcz przeciwnie, chociaż to pewnie zależy, gdzie i co się robi - to jednak narzekanie w nauce zagranicznej już w ogóle jest świętokradztwem. Co jest chyba regułą również w każdym innym zawodzie. Może wyemigruję z mojego jabłuszka do jakiegoś słodszego.

 Rzeczona czekolada z wkładką. 
Sprawdziłam - na opakowaniu nie było napisane
"Zawiera chrupiące orzeszki i delikatne,
rozpływające się w ustach bezkręgowce"
co rozczarowało mnie jako konsumenta.
Nikt nie lubi niekonsekwencji.

10 komentarzy:

  1. Żywy robal w mojej ulubionej czekoladzie? Straszne, doprawdy. Teraz będę się przyglądać przed jedzeniem...
    Co do miejsca zamieszkania- kuszą mnie pewne kraje, bo ciekawe, piękne i dobry standard życia...Ale ojczyznę kocham i chyba nie chciałabym na zawsze jej opuścić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale są samoloty, co nie. Szast prast i jesteś w domku.

      Usuń
  2. może jestem dziwny, ale mnie owy robal nie przeraża. ok, w czekoladzie jest mało smakowity ale np. pieczony razem z miodem na sposób północnoafrykański to już całkiem inna sprawa. tak samo jak słynne tajskie karaczany na ostro...rozmarzyłem się, koniec tego dobrego XD
    właśnie o emogracji mi się napisało, widzę, to popularny dość temat. i wcale się nie dziwię, całemu zastanawianiu się, czy w innym jabłuszku lepiej się mieszka...ja jeszcze zobaczę, co czas pokaże. zapewne, bo duszę mam niestety koczowniczą i wiele jabłuszek chciałbym odwiedzić i zgłębić, dokładniej, niż tylko nadgryzając:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma wątpliwości co do tego, że ojczyzna kształtuje człowieka, a jedzenie to jeden z tego przykładów. Nie wyobrażam sobie, jak robale mogą być uznawane nie tylko za jadalne, ale jeszcze za przepyszne. Rzekomo w innych krajach autochtoni odczuwają to samo wobec zsiadłego mleka, flaczków i kiszonych ogórków. Cóż zrobić

      Usuń
    2. kształtuje, jasne że kształtuje ale...jestem w takim razie wypadkiem dziwnym, bo i przed zjedzeniem tarantuli, szaranczaków czy owych białych larw nie miałem oporów w żaden sposób- i smakowało, zdecydowanie XD tak samo jak wobec wypicia żmijówki w głębokich Ukraińskich stepach oporów nie miałem ( a jak już to przez procenty, nie przez to, że tam żmija sobie pływa) czy zjedzeniem surowego węża w Malezji. z kolei ludzie z "dziwnych krajów" nazwijmy to faktycznie zsiadłego mleka pić nie chcieli. może to kwestia niebrzydzenia nieraz? do rozważenia, zasadniczo, ale fakt, kultura jest nam wpajana, socjologia już dawno to odkryła, normy są kwestią geograficzną i funkcji czasu, ale ale...nie znaczy, że innych norm nie możemy respektować i uznawać za równoważne. słodki relatywizm:) ale chyba się troszkę zapędzam w rozważaniach, w każdym razie życzę jak najmniej robaków, ewentualnie można oddawać je mnie XD

      Usuń
    3. Pozostaje mi tylko szczerze zazdrościć tak bogatej kolekcji wrażeń. Ale już możliwość ODMÓWIENIA zjedzenia tarantuli w naturalnym kulturowym kontekście może być bardzo kształcącym i ekscytującym przeżyciem. :)

      Usuń
    4. tarantuli można odmówić zawsze. gorzej, jak odmówisz tego surowego węża, będąc facetem. nie udowodnisz, że masz jaj, co może mieć przykre konsekwencje XD

      Usuń
  3. Oj tam, oj tam, trochę białka :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właśnie usiłowałam sobie wmówić... Bear Grylls... Wartościowe chude proteiny :#

      Usuń
  4. Po tym wpisie wszystkie ptaki okupują półki z Milką ;)

    OdpowiedzUsuń