piątek, 31 stycznia 2014

Przebranie dla kota na karnawał i wydarzenia pokrewne

Szukacie inspiracji na przebranie dla kota na karnawał? Nie szukajcie, bo kot sam je sobie znajdzie. Chyba nie WĄTPILIŚCIE? Koty prawdopodobnie nie lubią karnawałów (hałas i tłumy...) ale lubią się przebierać za różne rzeczy i zjawiska. Nie należy temu przeciwdziałać, bo to bezowocne. Zresztą cóż w tym złego. Prawdopodobnie większość zwierząt nie jest do końca normalna. Można wyłączyć z tej reguły chyba tylko kolonie jednokomórkowców oraz ewentualnie ssaki kopytne. Rozważne alpaki, sensualne lamy, dostojne łosie - tym rozsądnym zwierzętom wyzbytym głupich pomysłów powierzylibyśmy swoje dzieci, co nie. A wracając do przebrań, to Gambol ma już kreację na karnawał. Owo kreatywne kocię zaczęło zresztą bardzo wcześnie realizować swoją pasję twórczą, na Halloween przebierając się za komplet kieliszków.

A oto karnawałowe przebranie Gambola AD 2014.

 LOOKZ. MEH BURRITO.

BURRITO ORIGINALE. DAH BEST.

100% RECOMMENDZ.

Polecam, koszty zerowe, a jaki efekt...

niedziela, 26 stycznia 2014

Ojczyzna

Borze. Ostatnio w czekoladzie Milka Drobne Hazelnuty znalazłam ROBALA - żywego, a wręcz takiego który najwyraźniej żył pełnią życia: tłuściutkiego, wesołego, ruchliwego i promieniejącego samozadowoleniem. Nie dziwię się tej kwitnącej kondycji. Ostatecznie można bez wątpienia uważać że osiągnęło się sukces życiowy jeśli mieszka się w czekoladzie. Pozazdrościć. Może był to alpejski robaczek. Ciekawe, co ma wspólnego z fioletowymi krowami. Przypomniał mi się w każdym razie dowcip o robaczkach oraz o mieszkaniu w różnych miejscach, a więc bardzo adekwatny do mojej niesmacznej przygody:

- Tatusiu, a moglibyśmy mieszkać w jabłuszku?
- Moglibyśmy, synku.
- A w gruszeczce?
- No pewnie.
- A, dajmy na to, w śliweczce?
- Oczywiście.
- To dlaczego mieszkamy w góóóównieee?
- Bo to jest nasza OJCZYZNA.

Taki antypatriotyczny dowcip. W każdym razie ów robaczek którego znalazłam ku obopólnemu niezadowoleniu - mojemu z łatwych do domyślenia się przyczyn, a robaczka, bo jego domek został odpakowany, prawie zjedzony a na koniec wywalony jak najdalej - najwyraźniej wybrał swoje miejsce zamieszkania bardzo rozważnie i z pewnością awansował do kategorii VIPów w świecie robaczków, stając się obiektem powszechnej zazdrości. To mnie skłoniło - drogą bardzo swobodnych skojarzeń - do refleksji nad wyborem miejsca zamieszkania ogólnie. Co prawda uważam, że moja ojczyzna nie może być sprawiedliwie porównana do ojczyzny tych anonimowych robaczków z dowcipu, bo jakość życia wcale nie jest taka zła, jak mówią komentatorzy na Onecie opowiadający się za opozycyjną opcją polityczną, ale wiem na pewno że nie chcę całego życia zawodowego spędzić w jednym miejscu. A chociaż na zarobki w polskiej nauce nie można - wbrew obiegowym opiniom - tak znowu strasznie narzekać, a wręcz przeciwnie, chociaż to pewnie zależy, gdzie i co się robi - to jednak narzekanie w nauce zagranicznej już w ogóle jest świętokradztwem. Co jest chyba regułą również w każdym innym zawodzie. Może wyemigruję z mojego jabłuszka do jakiegoś słodszego.

 Rzeczona czekolada z wkładką. 
Sprawdziłam - na opakowaniu nie było napisane
"Zawiera chrupiące orzeszki i delikatne,
rozpływające się w ustach bezkręgowce"
co rozczarowało mnie jako konsumenta.
Nikt nie lubi niekonsekwencji.

sobota, 18 stycznia 2014

Post mortem czy nie?

Onegdaj napisałam na starym Trumieńcu post na temat fotografii funeralnej, bardzo ciekawego zjawiska kulturowo-socjologiczno-artystycznego wymyślonego chyba od razu po wynalezieniu fotografii i uskutecznianego w sumie do dzisiaj, choć nie tak entuzjastycznie i często jak na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku, jako że śmierć obrosła ostatnio w tabu.

Fotografie funeralne sprzed stu lat cieszą się w necie niesłabnącym zainteresowaniem jako sensacyjne. Najczęściej powielane (z podpisem "OMG SPÓJRZCIE NA TO ON NIE ŻYJE OMG") są zdjęcia szczególnie "creepy", to znaczy takie gdzie zmarły wygląda jak żywy oraz gdzie zastosowano w tym celu rozmaite "techniki ożywiania": stojaki do pozowania ciał, malowanie tęczówek na zamkniętych powiekach czy rumieńców na sinych twarzach, i tak dalej.

A teraz: siurpryza. Natrafiłam ostatnio na pewien blog założony przez bardzo wkurzoną osobę: blog pod wiele mówiącym adresem "Umarli nie potrafią stać". Jest to strona pasjonata który pozwala sobie obalać mity narosłe wokół fotografii funeralnej. Co prawda jest ekspertem nieco samozwańczym ("wiem, co mówię, bo mam znajomego, który pracował dla National Geographic, wy idioci") ale jego argumenty są bardzo ciekawe i rozsądne.

Oto miniporadnik jak rozpoznać, czy mamy do czynienia ze zdjęciem post mortem, czy nie.

1. Ewidentnie fejki - Część zdjęć krążących po necie to współczesne zdjęcia na modłę postmortemów, sztuka "deviantartcka" jak każda inna. Oczywiście chodzi o to, żeby było mrocznie. Inne to zdjęcia wiktoriańskie (nie post mortem) oblane hojnie fotoszopem. Ponieważ już niewinne wiktoriańskie zdjęcia rodzinne mogą wyglądać mocno niepokojąco, manipulacja graficzna może zamplifikować efekt w sposób właściwie nieograniczony - tyle że przesada w mroczności jest nieodłączną cechą tego rodzaju "ulepszania" starych zdjęć.




2. Mniej ewidentne fejki - czyli zdjęcia współczesne przygotowane z dużą starannością tak, aby wyglądały na wiktoriańskie i post mortem. Można na przykład pomyśleć, że nikt nie wpadnie na pomysł aby kazać dziecku udawać nieżywe, żeby zrobić efektowne zdjęcie. A jednak! Należy jednak zaznaczyć, że dzieci potrafią się niekiedy dobrze bawić w naprawdę dziwnych sytuacjach. Może tej dziewczynce fotograf powiedział, że będzie udawać Królewnę Śnieżkę czy coś takiego.




3. Choroby i niepełnosprawność - Gdy widzi się  zdjęcie osoby, która ma zaknięte oczy, jest bezwładna, ma dziwny wyraz twarzy czy jakieś plamy na skórze, łatwo o nadinterpretacje. Tymczasem osoba ta może być chora, sparaliżowana czy po prostu niewidoma.

Ta pani wygląda... niezbyt  świeżo,
ale nie jest nieżywa - prawdopodobnie 
chorowała na toczeń gruźliczy, a do tego
miała bielmo na oku
 Osoba z prawej w dolnym rzędzie jest
niepełnosprawna, stąd przykurcz dłoni
i opadające powieki

Żywa dziewczynka z zespołem Downa

4. Przypadek - Co do osób z zamkniętymi oczami - nie muszą być niewidome, mogły po prostu przypadkowo zamknąć oczy, albo zwyczajnie patrzeć w dół. Często jako post mortem tagowane są zdjęcia dzieci, które są zrelaksowane, usnęły albo są znudzone - stąd bezwładna poza czy przechylenie głowy. Raczej trudno namówić dziecko żeby wytrzymało w niewygodnej pozie dłuższy czas.


5. Stojaki - Największym hitem bloga Dead People Can't Stand jest obalanie mitu stojaków jako gadżetu pozwalającego upozować martwe ciała
Autor Dead People Can't Stand pisze mniej więcej:
"Martwe ciało jest ciężkie i sztywne, wiem bo mam znajomego, który pracuje w kostnicy [autor w ogóle ma dużo tych znajomych wykonujących nietypowe zawody - ciekawe, gdzie ich poznaje], jeden stojak na pewno nie wystarczyłby, żeby utrzymać martwe ciało. Stojaki były używane dla osób ŻYWYCH w okresie, kiedy używano aparatów starego typu i wyraźne zdjęcie wymagało od pozującego dłuższego stania w kompletnym bezruchu. Z kolei ciało w stężeniu pośmiertnym nie może utrzymać równowagi, a jego upozowanie wymagałoby połamania kości. Ludzie z epoki uznaliby to za świętokradztwo i brak szacunku i nigdy nie zachowaliby się w tak głupi sposób"

6. Techniki prefotoszopowe - namalowane oczy? Rumieńce? No i co z tego. Jak zdjęcie nie wyjdzie zbyt wyjściowo, to trzeba sobie jakoś radzić. Radosne rumieńczyki dodawane do zdjęcia żywej osoby były powszechną praktyką ambitnych fotografików. Czasem też domalowywano tęczówki i źrenice (patrz zdjęcie po prawej) na gotowym zdjęciu, jeśli oczy nie wyszły zbyt wyraźnie.


 










7. Niedoskonałości ówczesnej fotografii - Pierwsze techniki fotograficzne nie były doskonałe. Jednym z przykładów jest przekłamanie wyglądu jasnych, niebieskich oczu - na zdjęciach wychodziły jak mleczne, białe, co wygląda bardzo mrocznie, a osoba z takimi oczami wychodzi na zdjęciu jak zombie. Ale "uśmiercanie" jej z tego powodu jest bądź co bądź nadużyciem. 
Podobnie jest z osobami, których dłonie/ręce wydają się ciemniejsze od reszty ciała. Wynika to z kiepskiego oświetlenia. NIE jest objawem niedawnego zgonu albo oparzeń.


8. Błędna intepretacja - Są zdjęcia, które miały pokazywać coś zupełnie innego, niż na to wygląda, i są po prostu błędnie interpretowane przez współczesnych. Na przykład ta pani (żywa) miała prezentować sposób użycia jakiejś autorskiej terapii elektrowstrząsami - nie chce mi się szukać szczegółów, ale można to zdjęcie znaleźć na Wikipedii. W każdym razie nie jest to zdjęcie zwłok które miały być upozowane za pomocą nowatorskiego systemu cienkich drutów - bo fotograf się upił i uznał to za świetny pomysł.
Zdjęcie powyższe budzi wiele kontrowersji - ludzie piszą: "JAK może to nie być zdjęcie post mortem, skoro tak a nie inaczej jest podpisane, helloooł?!" Tymczasem oryginalne zdjęcie mogło być wycięte z albumu i zastąpione innym. Tym samym podpis "zdjęcie panienki zrobione dziewięć dni po jej śmierci" nie ma racji bytu - jeśli rzekomo umarły wygląda jak żywy, to patrz punkt 10.

9. Pogwałcenie obyczajów - ludzie z epoki mieli swój death code, który wynikał z szacunku do zmarłych. Nie użyliby np. drutów do upozowania ciała, nie mówiąc o jego okaleczeniu. Tak więc na przykład  zdjęcie z prawej (kobieta w czerni plus uschłe badyle) jest współczesne, stylizowane na post portem, a wiktoranie słyszący o zaszyciu ust zmarłemu zapewne popukaliby się w czoło.

Trzeba też pamiętać, że sto lat temu śmierć nie była tabu, stąd ówcześni autorzy zdjęcia oraz rodzina zmarłego nie widzieli problemu w tym, żeby fotografować zmarłego w odpowiedniej otoczce "jak przystało", czyli w trumnie, na łożu śmierci wśród kwiatów itd.

10. Jeśli wyglądają na żywych, są żywi - bardzo sensacyjne są zdjęcia podpisane "umarły, a wygląda jak żywy, ależ ci wiktorianie byli popieprzeni". Jak pisze autor bloga Dead People Can't Stand, nasi pradziadowie nie byli cudotwórcami - nie potrafili sprawić, że umarły wygląda jak żywy, bo niby jakim cudem. Stąd jeśli osoby na zdjęciu wyglądają "jak żywe" to po prostu takie są - nie ma co się doszukiwać drugiego dna, nieprawdaż.

Wskazówki pozwalające zidentyfikować punkt dziesiąty: osoba na zdjęciu ma uniesioną głowę, swobodną (i przede wszystkim stojącą) pozę, patrzy wprost w obiektyw aparatu bądź ma spojrzenie skupione na jakimś obiekcie, i tym podobne.

Te dzieci patrzą w jeden pukt poza planem

Niektóre strony podają, że kobieta po lewej nie żyje, ale gdyby tak było, nie
mogłaby utrzymać tej pozycji, nawet podtrzymywana przez dziewczynę po prawej.
To bardzo piękne i romantyczne zdjęcie, w którym nie ma nic szokującego.

 Te dziewczynki patrzą śmiało w obiektyw. 
Mimo to nienaturalna (zrelaksowana) pozycja
ich dłoni pozwoliła otagować to zdjęcie
 powszechnie jako post mortem.
Prawda, że sukienki dziewcząt na tym zdjęciu są absolutnie przecudowne?
A propos: drogie gotki, zdajecie sobie sprawę, że jeśli chcecie być tru victorian gothic, powinnyście bezwzględnie nosić swoje gorsety POD ubraniem? Eksponowanie ich to jak noszenie stanika na bluzce, "bo przecież jest taki ładny". Ale mówię to oczywiście z przymrużeniem oka, stylizacje neowiktoriańskie mają swoje prawa, zbyt kochamy piękne gorsety, żeby je chować.

Prawda, że temat jest inspirujący? Wszystko, co znajduje się w Internecie, trzeba - niestety - weryfikować krytycznie.

wtorek, 7 stycznia 2014

Steampunkowy koci system tranzytowy

Nie mogłam się powstrzymać.


Steampunkowy Koci System Tranzytowy zapewnia wszystkim zainteresowanym futrzakom bezpieczne kursowanie po Tajnym Laboratorium szalonego naukowca! Jak wiadomo, tajne laboratoria nie są najbezpieczniejszymi miejscami również dla kotecków, a niesprawiedliwym jest, jeśli uroczy puchaty zwierzaczek ma ograniczoną mobilność tylko dlatego że właśnie trwa jakiś Szalony Eksperyment. Bezpieczna i szybka podróż, z dala od wybuchów, transmutujących substancji alchemicznych i mięsożernych radioaktywnych roślin doniczkowych. Genialne! Co prawda nie jestem szalonym naukowcem - jestem zaledwie kimś w rodzaju kogoś kto chciałby być kiedyś naukowcem możliwie nie szalonym, ponieważ rzeczywistość codzienna zawiera w sobie dostateczną już ilość szalonego pierwiastka - ale doceniam wagę i doniosłość wynalazku i chętnie zamontowałabym sobie coś tak niesamowicie konstruktywnego (konstruktywnego w różnych znaczeniach).




Wspaniałe!

piątek, 3 stycznia 2014

Motywacja fitness

Dla wielu osób priorytetowym postanowieniem noworocznym jest nabranie formy, chociaż priorytetem w tym priorytecie jest przede wszystkim atrakcyjna sylwetka, a nie sprawność. Zadziwiająco wiele osób własną sprawność ma w dupie, tzn. (bo chyba trzeba to uściślić) nie traktuje dobrej kondycji poważnie i nie uważa jej za atrakcyjną, jeśli nie wiążą się z nią wymiary Claudii Schiffer (czy tam kogoś, kto jest aktualnie modny). Smutnym efektem takiego sposobu rozumowania jest obmyślanie podstępnego planu, jak by tu intensywnie męcząc się przez trzy miesiące (czasem krócej, prawie nigdy dłużej - musi się za tym kryć jakiś ciekawy mechanizm psychologiczny; czemu akurat trzy miesiące?) zyskać możliwie najlepsze efekty wymierne w wymiarach ciała. Że: ćwiczę trzy miesiące, zaczynam wyglądać jak modelka z czasopisma fit szejp, następnie porzucam te debilne treningi i cieszę się piękną rzeźbą resztę życia...? Prawda jest taka, że jeśli się schudło dzięki jakimś ćwiczeniom, to celem optymalnego utrzymania efektów trzeba ćwiczyć do końca życia. Who cares. Wystarczy wybrać ulubiony rodzaj sportu. Gambol wybrała Leżenie na Czas i z tej okazji chce zaprezentować swoje mięśnie brzucha. Są pod futrem.

"LOOK AT THOSE ABZ"


Gambol nie przejmuje się opiniami hejterów ponieważ zna swoją wartość, z góry mówię w razie gdyby ktoś pytał. W nowym roku proponuję obalenie mitu pt. "Trzy miesiące zrobią ze mnie okładkę, a potem przestaję się wysilać". To nie ma sensu samo w sobie, i tyle [...]